niedziela, 15 sierpnia 2010

wieści z jarmarku

Artyści z jarmarku wrobieni w opłaty za stoiska

Maciej Sandecki
2010-08-13, ostatnia aktualizacja 2010-08-13 11:15

Bunt artystów sprzedających swoje wyroby na Jarmarku św. Dominika. Twierdzą, że nielegalnie pobrano od nich opłatę targową. - Rzeczywiście przepisy są nieprecyzyjne, bezprawnie pobrane opłaty zwrócimy - odpowiada miasto


Fot. Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta
SERWISY
SONDAŻ
Czy artyści powinni być zwolnieni z opłat targowych?

tak
nie mam zdania
nie

Kiedy rozpoczynał się tegoroczny Jarmark św. Dominika, do artystów, których stoiska ulokowane są na ul. św. Ducha przyszedł inkasent i od wszystkich pobrał trzydniową opłatę targową. Każdy z około 70 artystów zapłacił średnio po ok. 70 zł. Potem cisza.

Sprawa wybuchła w ostatnią środę, kiedy na ul. Świętego Ducha pojawiła się komisja z Urzędu Miasta Gdańska. - Zaczęto sprawdzać nasze dokumenty, pozwolenia na handel, prowadzenie działalności artystycznej, czy mamy dyplomy uczelni plastycznych - opowiada Magda Ryniec, artystka sprzedająca na jarmarku własnej roboty biżuterię solarną. - Nie rozumiem, po co przysłano tu tę komisję, skoro zgłaszając się na jarmark wypełniłam wszystkie formularze i przedstawiłam dyplom. Dostałam pozwolenie na stoisko z wyrobami artystycznymi, czego dowodem jest specjalna, niebieska plakietka z napisem "Art Targ".

Komisja sprawdzała, czy artyści wystawiający się na jarmarku, rzeczywiście samodzielnie sprzedają własne wyroby. - Bo dostaliśmy sygnały, że często jest to fikcja - mówi Krystyna Błażewicz z wydziału finansowego Urzędu Miasta. - Przykładowo jedna pani, niebędąca artystką sprzedaje własnej roboty świeczki, a do tego nie swoje obrazy czy rzeźby. Nie można tego zakwalifikować jako sprzedaż własnych wyrobów artystycznych. Podobnie, jeżeli ktoś sprzedaje każde inne wyroby niebędące jego dziełem.

- To jakiś absurd - mówi pan Sławomir Franek z Poznania. - Od lat sprzedaję na jarmarku własnej roboty ceramikę. Właśnie pojechałem do Poznania po towar, bo mi się skończył, a na stoisku zostawiłem znajomego. Przyszła akurat komisja, stwierdziła, że to nie jego wyrób i dowaliła mi opłatę targową.

- Podobnie opłatę nałożono na małżeństwo, które sprzedaje własną biżuterię z metalu, bo akurat męża nie było na stoisku - dodaje Elżbieta Kotas, sprzedająca własnej roboty tkaninę artystyczną.

Co mówią o tym przepisy? W uchwale Rady Miasta Gdańska z ub. roku, dotyczącej opłat targowych czytamy: "Zwalnia się od opłaty targowej miejsca zajęte na sprzedaż wyrobów własnej działalności plastycznej oraz przedmiotów kolekcjonerskich w czasie trwania jarmarków".

- No właśnie, jest tam mowa o sprzedaży wyrobów własnej działalności plastycznej - stwierdza Krystyna Błażewicz.

Ale przepis też mówi, że z opłaty targowej zwalnia się miejsce, a nie artystę, który sam handluje - dopytujemy.

- No ma pan rację, ten przepis nie jest precyzyjny, jeżeli któremuś z artystów, który sprzedaje swoje wyroby, nałożono opłatę, to zostanie mu ona zwrócona - mówi Krystyna Błażewicz.

A co z opłatami, które pobrano od wszystkich artystycznych stoisk, na początku jarmarku?

- To nie powinno mieć miejsca, ten inkasent nie powinien się tam pojawić, jeśli artyści przyjdą do nas z kwitkami od inkasenta, to też zwrócone zostaną im pieniądze - dodaje Błażewicz.

Opłata targowa podczas jarmarku wynosi 5,80 zł za metr kwadratowy dziennie. Za stoisko 2 na 2 metry kwadratowe płaci się więc 23,2 zł dziennie, a na czas całego Jarmarku ponad 533 zł. Dwadzieścia procent od tej kwoty pobiera inkasent, którego wysyła organizator jarmarku, czyli Międzynarodowe Targi Gdańskie. Artyści, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że inkasenci po opłatę targową przychodzili do nich również na poprzednich jarmarkach, tyle że dopiero teraz, przy okazji zamieszania z urzędową komisją, odkryli, że wcale nie muszą jej płacić. Z opłaty tej zwolniła już ich uchwała Rady Miasta Gdańska z 1999 r.

- Wystawiam ceramikę na jarmarkach w wielu miastach w Polsce i w większości artyści nie płacą tej opłaty - mówi pan Sławomir Franek. - Dlaczego? Bo prowadzimy specyficzną działalność. To nie to samo co kupić w hurtowni ciuchy czy buty i ułożyć na straganie. My wcześniej musimy sporo zainwestować. Kupić materiały, a co najważniejsze poświęcić masę czasu, pracy, talentu na stworzenie tego rękodzieła. Radni Gdańska zgodzili się, że należą nam się z tego tytułu preferencje, tyle że z przestrzeganiem prawa nie było już tak dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz